Piękna pogoda zachęca do spacerów, wiec proponuję Agnieszce
wycieczkę na plac zabaw do parku. Teren zna doskonale, w końcu tą trasę
codziennie chodzi do przedszkola. Wie, że przechodząc przez ulicę do parku
trzeba nacisnąć przycisk i poczekać na zielonego ludzika aby przejść przez
ulicę (ona wie, co do kierowców widziałam wielokrotnie, że mają w tym miejscu w
nosie zielonego ludzika pieszych a co za tym idzie czerwone światło dla siebie).
Agnieszka to mądra i rezolutka czterolatka, która bardzo chce
byś samodzielna a mama nie zawsze jej na to pozwala. Wszystko chce robić sama i
cieszę się z tego że tak wiele rzeczy umie zrobić samodzielnie i tylko ja nie
do końca jestem na tę jej samodzielność przygotowana. Ani ta moja rezolutna
czterolatka mimo moich starań nie do końca rozumie że mimo, że ona jest już
samodzielna to świat na tę jej samodzielność nie do końca, że świat i niektórzy
ludzie mogą dybać na tę jej samodzielność.
I tak w to piękne niedzielne popołudnie ubieramy się do
wyjścia. Agnieszka jako pierwsza już otwiera drzwi i czeka przed domem aż mama
się ubierze i spakuje picie, chusteczki a może jeszcze jakąś przekąskę dla Agi jakbyśmy
w parku dłużej zabawiły. A Aga już niecierpliwa czeka na dworze.
W końcu wychodzę gotowa i chcę ruszać w drogę ale Aga mnie
zatrzymuje bo chce jechać na rowerze. Więc znowu zostaje przed domem a ja idę
po klucz do schowka (pomieszczenie przy mieszkaniu z oddzielnym wejściem
zamykanym na klucz). Aga wchodzi na klatkę i już drepta niecierpliwie za mną.
Otwieram schowek, wchodzę i wykopuję rower z czeluści różnych
innych gratów. Chwilę to trwa, niedługą dla mnie ale dla mojej niecierpliwej czterolatki
to musiała być cała wieczność. Odwracam się do niej a tam … pustka. Aga gdzieś poszła,
patrzę na chodnik, na park po drugiej stronie ulicy ale jej nie widzę. Idę na podwórko,
na ogródek, nawet do piwnicy zaglądam bo tam lubi się przede mną chować. Ale
nigdzie jej nie ma.
Idę w kierunku świateł i zerkam na park a tam idzie sobie
ścieżką Agnieszka spacerkiem, w ogóle na zdenerwowaną nie wygląda.
Docieram do niej i próbuję wytłumaczyć, że tak nie wolno
sobie samej do parku chodzić. Nie wolno znikać mamie z oczu, nawet jak odchodzi
od mamy dalej to tak, żebym ją widziała. I nigdy przez ulicę sama.
A moja czterolatka po wysłuchaniu mojego wywodu stwierdza że
spokojem, że ona umie przechodzić przez ulicę i chce już sama chodzić do parku.
A mam jeszcze karze na siebie tyle czekać.
Gdybyśmy żyli w bezpiecznym świecie pewnie cieszyłabym się,
że moje dziecko jest samodzielne i nauczone przechodzić przez ulicę. Niestety w
takim nie żyjemy a to że ona mała czteroletnia dziewczynka wie niewiele znaczy,
wystarczy jeden kierowca, który zlekceważy zasady ruchu drogowego albo jeden
niebezpieczny człowiek lubiący małe dziewczynki i tragedia gotowa.
Tylko jak to wytłumaczyć takiemu dziecku, które chce być już
duże i samodzielne a na próby wytłumaczenia że świat może być niebezpieczny
patrzy na mnie sceptycznie i mówi:
-mamo jak ktoś mógłby mnie zabrać, nie żartuj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz