poniedziałek, 27 lipca 2015

Wakacje 2015 - długie, słoneczne i pełne wrażeń

Wakacje, czas na który każdy czeka z utęsknieniem. Zwłaszcza jak za oknem biura widzi piękne słońce. Nasze w tym roku ździebko się przedłużyły a i aura była nader sprzyjająca.

Wakacje zaczęliśmy w Pewelii Ślemeńskiej, w Ranchu Adama. Z powodu planowanego zabiegu męża był to pobyt króki więc trzeba będzie to kiedyś nadrobić ponieważ miejsce jest warte powrotu.
Były konie, towarzysze zabaw dla Agi, no i dużo miejsca do tychże zabaw, Dobre jedzenie, choć nasz niejadek żył na chlebie z pasztetem :)



W Ustroniu jako towarzysza zabaw miała Aga kuzyna Karola. Do pomocy jako wsparcie do tych dwóch rozrabiaków zgarnęłam ze sobą babcię dzieciątek a moją mamę. Wybraliśmy pensjonat kawałek od centrum (bliżej czantorii) W Villi Montania mieliśmy do dyspozycji apartament z sypialnią, łazienką, pokojem dziennym z aneksem kuchennym gdzie przy stole mogliśmy zjeść śniadanie przed wymarszem na całodzienną wyprawę.
Była jedna wycieczka ścieżką wzdłuż Wisły do Centrum Ustronia (dzieciaki przeszły prawie 5 kilometrów) na pyszne naleśniki.
Codziennie był wypad nad rzekę, i codziennie przechodziliśmy obok owieczek, które Karol z Agą karmili zielskiem. Bo mlecze z zza płotu smakują o niebo lepiej od tych, które owieczki miały po swojej stronie.


Aga i jej robaczki

plac zabaw przy pensjonacie
w pensjonacie też dzieciaczki miały swój kącik zabaw
Będą w Ustroniu nie można było nie pojechać do Leśnego Parku Niespodzianek (Aga była tam już kilka razy). Następnym razem jak pojadę tam z tą dwójką to muszę pamiętać o tirze paszy dla zwierząt ponieważ 3 paczki to zdecydowanie za mało, a mieliśmy jeszcze suchy chlebek. Nie wiem co prawdą czy więcej chlebka nie zjadła przypadkiem Agnieszka, niemniej jednak zwierzątkom też smakował.
Plac zabaw obowiązkowo musiał być zaliczony.
Byliśmy na pokazach lotów dzikich taków



I po 7 godzinach ruszyliśmy w drogę powrotną, zahaczając oczywiście  o rzekę. Po tak wyczerpującym dniu trzeba nabrać energii w rzece do dalszej zabawy tym razem na placu zabaw przy pensjonacie. Mnie rybki, gdy tak stałam nad nimi, zafundowały rybi pedicure. Przyjemne uczucie po całym dniu na nogach.
Któregoś wieczoru kochane dzieci zrobiły sobie z nogi mamy vel. cioci pas startowy ze świetlików. Przynajmniej dopóki mi się nie rozlazły  po całej nodze. Jak to niewiele dzieciakom do szczęścia potrzeba, wystarczy przed spaniem urządzić polowanie na latające świetliki. Późno było, ciemno się zrobiło, pytam się Agnieszki czy nie jest jej zimno:
-" nie jest mi ani za zimno ani nie jest mi za ciepło. Jest mi chłodno"
Jadąc do Ustronia pociągiem ciuchcia zepsuła nam się w Skoczowie (miała dość upałów jak widać). Godzinny postój w rozgrzanym pociągu to dla dzieciaczków wspaniałą okazja by poznać pociąg wzdłuż i wszerz.
A  żebyśmy sobie z babcią nie myślały, że tak łatwo to droga powrotna też musiała być z przygodami. Wracaliśmy dwa dni po nawałnicy i kolej jeszcze nie wszystkie linie kolejowe miała uruchomione więc jechaliśmy komunikacją zastępczą. Ale nie ma  tego złego... i busik, którym jechałyśmy do Pszczyny okazał się być przyjemnie klimatyzowany.
I na zakończenie wakacyjnych przygód wyjazd do Aleksandrowa Kujawskiego tym razem z wizytą u rodzinki. Oczywiście najpierw bagatela ponad 6 godzin  i 400 km do przejechania w pociągu ... nocnym. A na miejscu na Agnieszkę czekała już Michasia. 
A co się dzieje, gdy się spotka 3 i 5 latka o podobnych charakterach? Wielka miłość, zabawa, śmiech  a za chwil parę płacz, wrzask obu naraz lub każdej z osobna. I za chwilę znów wspólna zabawa i śmiech. I tak na okrągło. 









 Będąc tak blisko odwiedziliśmy Ciechocinek gdzie Aga była z wizytą u Jasia i Małgosi, zobaczyła pawie i zjadła wyśmienite lody. A na zakończenie dmuchana zjeźdżalnia.
Agnieszki ciocia  a babcia Michasi oraz dziadek Agi i wujek Michasi. Nie wiem czy dziewczynki coś z naszych prób wyjaśnienia koligacji rodzinnych zrozumiały.
Do Aleksandrowa pojechał z nami dziadek Agi 



Blisko jest również Solec Kujawski. Znowu zgarnęłam babcię Agi a moją mamę i pojechałyśmy z Agą i Michasią do Jura Parku w Solcu Kujawskim. Dinozaury (przez Agę uparcie nazywane smokami) odbębniłyśmy w godzinę. Bo przecież parę nieruchomo stojących skamielin to marna atrakcja dla naszych bestyjek (zwłaszcza, że każda dinozaury miała już zaliczone w różnych parkach). 
Aga po raz pierwszy byłą w kinie 5D, trochę się martwiłam jak zareaguje. Moje obawy były oczywiście niepotrzebne, Agnieszka była zachwycona. Tylko jak ja jej teraz wytłumaczę, że normalnie w kinie nie ma ruszających się foteli, piany z nieba i postaci z ekranu wychodzących. Pójdziemy do normalnego kina a ona powie na swoją modłę:" mamo mi się nudzi" :)






Jednak główną atrakcją był lunapark. Dziewczynki się podzieliły, Michasia z babcią wolała łagodniejsze atrakcje, Aga woli ekstremalnie. Nie zlicz ile razy jechałyśmy na rollercosterze. Na statek piracki (wahadełko) Agnieszki nie wpuścili. Drugą obleganą atrakcją były samochodziki, tu szalały obie dziewczynki.


raz Aga jechała z babcią. Najlepszy moment to ten kiedy jechała Aga w dół. Ona się niczego nie boi.






Aga piesek




Ktoś liczył, że słonie pofruną jak w wesołym miasteczku, okazało się że nie. Zawód na całej linii

Michasia kotek

Wakacje się skończyły, czas wracać do pracy. Aga myślę szczęśliwa. Pozostaje tylko pytanie, kto mi podpisze urlop, bo zdecydowanie potrzebuje wolnego aby odpocząć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz