Gdy aura za oknem nieprzychylna szukamy atrakcji pod dachem. Korzystając z kupionego na grouponie kupony do Krainy Czarów w Katowicach do wykorzystania przy brzydkiej pogodzie.
Kraina Czarów nas oczarowała. Jest mniejsza od naszej faworytki Nibylandii w Katowicach ale zrobiona z pomysłem i dopracowane w każdym detalu.
Na wejście sporo wolnej przestrzeni i atrakcji dla mniejszych dzieciaczków. W głębi jak przystało na Krainę Czarów królica nora w której zaraz moja córka zniknęła i tyle ją widzieli. bo większość czasu spędziła w norze (piętro niżej). Nie wiem jakie atrakcje czekały tam na "Alicje" ale o jednej zostałam powiadomiona okrzykiem radości wydobywającym się z tej czeluści:
-"mamo, tu jest trampolina"
Nie pozostało mi nic innego jak delektować się chwilą wytchnienia ( tu ja miałam ochotę na okrzyk radości) przy kawie i książce. W małej kafejce do płacenia wykorzystuje się kartę, którą dostaliśmy przy wejściu. Oczywiście karta nie mogła być inna jak tylko karciana (brakuje tylko królowej i krzyku "ściąć mu głowę". Natomiast kota z cheshire nie mogło zabraknąć, uśmiechał się znad ścianki wspinaczkowej). Potem przy wyjściu płaciło się za za czas tam spędzony i zakupy w kafejce.
Agnieszkę widywałam tylko czasem na ekranie, na którym można było oglądać bawiące się dzieci lub gdy spragniona przybiegała do wodopoju, czyli do swojej butelki z sokiem jabłkowym.
A skąd smok. Okazał się nim jakiś chłopiec. Na sali nagle rozległ się osobliwy wrzask:
-"to smok, łapiemy smoka"
Wszyscy inni może się zastanawiali któż to tak wrzeszczy, ja od razu rozpoznałam swoje dziecię z piekła rodem. Po pewnym czasie zauważyłam, że goni jakiegoś chłopca rozdzierająco wrzeszczą:
-"łapiemy smoka"
Przy kolejnej wizycie u wodopoju poinformowała mnie:
-'Patrz, mama smok" -pokazując na tegoż chłopca, którego uprzednio widziałam jak goniła.
I tak po błogich dwóch godzinach z hakiem rozstaliśmy się z Krainą Czarów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz